Drugiego dnia Bóg stworzył sklepienie niebieskie i Niebo, trzeciego dnia Bóg oddzielił suchą Ziemię od wód, czyli Morza"... a na naszej działce właśnie pojawiła się WODA!!! Aż sami nie mogliśmy w to uwieżyć! :-) A wszystko zaczęło się jeszcze pod koniec sierpnia 2010r., kiedy to przyszedł nam do głowy pomysł zasadzenia żywopłotu przy siatce "od ulicy", co by w przyszłości zapobiec inwigilacji sąsiedzkiego "szkiełka i oka"... taka tam fanaberia... ;-) Niestety na pustyni raczej nic nie urośnie, a skoro ziemia jest kategorii V, czyli piasek... to bez wody nie da rady... Postanowiliśmy więc postarać się o życiodajną ciecz... W sumie, sprawa wydawałaby się prosta: od głównej linii należy zrobić przyłącze, w sumie kilka metrów i tyle! Będąc dobrej myśli umówiliśmy się z Panem z wodociągów na oględziny i wycenę. Pan przyjechał, a jakże i ... zaczęło się: główna linia przebiega nie w drodze, a po działkach sąsiadów wzdłuż drogi. Potrzebna jest więc zgodna (na specjalnym druku) sąsiada na przekopanie się przez jego działkę... zgoda musi być potwierdzona przez organ gminny?! ; ponadto: oświadczenie o prawie do dysponowania nieruchomością na cele budowlane; druk zgłoszenia robót budowlanych polegających na budowie przyłączy; mapka sytuacyjno-wysokościowa itd... Dokumenty szybciutko skompletowaliśmy, wysłaliśmy i.... cisza, bo a to pani w wodociągach nie miała czasu, a to się nie wyrobiła z dokumentami, bo właśnie wygrali przetargi i terminy gonią, a to dostarcza dokumenty do geodety raz w miesiącu...! I tak nastała zima, działkę zasypało śniegiem i skuło lodem... Nie było sensu interweniować i ponaglać sprawy - bo przecież w zimie studzienki kopać nie będą... Nie mniej jednak, kiedy tylko zima sobie poszła, usłyszałam od pani w wodociągach, że nasze dokumenty ZAGINĘŁY! Krew mnie zalała! W końcu po długotrwałych regularnych gnębieniach samego właściciela wodociągów , umówiliśmy się na konkretny termin budowy przyłącza i czekamy... aż przyjadą. Naznaczony termin minął. I cisza.Dzwonię drugi raz i znów się umawiam...za tydzień. Ale za tydzień też nie przyjechali...zadzwoniłam więc jeszcze raz i znów umówiłam się za tydzień. To był poniedziałek.W poniedziałek nie dotarli...nie było im po drodze. Obiecali wpaść jutro....ale nie mieli po drodze. W środę mieli być na 100%! Cóż...kiedy jednak okazało się, że pojechali inną drogą.W czwartek zajechali, w pół godziny załatwili sprawę i pojechali... Szybko, sprawnie i solidnie! miało to miejsce w kwietniu 2011r - a piszę o tym teraz, bo właśnie po kolejnych bojach, telefonach, prośbach i groźbach z naszej strony - dokładnie w drugą rocznicę działania studzienki wodomierzowej - Wodociągi przesłały nam UMOWĘ z nr konta i wszelkimi potrzebnymi danymi...
Piękne zdjęcie naszej studzienki wodomierzowej,,, ;-)